Niemcy to światowy lider wydobycia węgla brunatnego. Produkują go kilkukrotnie więcej niż Polska. Surowiec ten jest im potrzebny do opalania elektrowni, z których aż 7 jest na liście 10 najbardziej emisyjnych elektrowni w UE. Aby znaleźć nowe miejsca na kopalnie odkrywkowe, nasi zachodni sąsiedzi potrafią równać z ziemią całe miejscowości, wycinają prastare lasy, a z ekologami się nie patyczkują, tylko do nich strzelają. Tymczasem, gdy Polacy wycinają drzewa pod budowę przekopu przez Mierzeję, to nagle jest wielki problem, a w Brukseli kroją z tego powodu aferę.
RWE to niemiecki gigant energetyczny, jedna z największych firm w Europie produkujących energię elektryczną. Koncern ten jest właścicielem kopalni Hambach - jednej z największych na świecie kopalni odkrywkowych węgla brunatnego. Wydobywany w tej kopalni surowiec zaopatruje elektrownię Neurath - drugą na liście najbardziej emisyjnych siłowni węglowych w Europie.
Aby wspomniana kopalnia mogła się rozwijać i dostarczać odpowiednią ilość węgla do elektrowni Neurath, koniecznym było stopniowe wycinanie puszczy Hambach, tj. prastarego (bo liczącego 12 tys. lat) lasu pierwotnego. Wycinka ta jest już prowadzona od 30 lat i w jej efekcie z pierwotnej puszczy Hambach został już tylko niewielki skrawek.
Karczowanie lasu często szło w parze z równaniem z ziemią całych miejscowości. Tak było w przypadku wioski Immerath, gdzie konieczne było zburzenie zabytkowej katedry Świętego Lamberta.
Protesty ekologów w sprawie lasu Hambach na nic się zdają. Niemieckie władze po prostu nie uwzględniają ich argumentów. Organizacje ekologiczne przegrywają zarówno w niemieckich sądach (sąd administracyjny w Kolonii pod koniec 2017 roku potwierdził legalność wycinki, stwierdzając jednocześnie, iż interes gospodarczy jest w tym przypadku ważniejszy od ekologii), jak i w bezpośrednim starciu z niemiecką policją, która się z nimi nie patyczkuje: - "Przeżyłem tu trzy akcje policji, podczas których w użyciu była broń palna" - opowiadał swego czasu agencji informacyjnej Deutsche Welle jeden z ekologów, który brał udział w akcjach obrony lasu.
Na łamach tego bloga zadałem już kiedyś pytanie o to, jak wyglądałaby reakcja UE, gdyby las w Hambach leżał niedaleko Bełchatowa, inwestorem dla nowej kopalni zamiast RWE byłaby polska PGE, a do protestujących ekologów strzelali nie niemieccy funkcjonariusze Polizei, lecz polskie oddziały Policji?
Pośrednia odpowiedź na to pytanie wyłania się nam w sprawie przekopu Mierzei Wiślanej. Przypomnijmy - inwestycja ta ma dwa główne cele. Po pierwsze - ma znacząco poprawić dostęp do portu w Elblągu. Po drugie - ma zagwarantować Polsce swobodny dostęp z Zalewu Wiślanego na Bałtyk z pominięciem kontrolowanej przez Rosję Cieśniny Piławskiej.
Tymczasem spora część polskich polityków związanych z Europejską Partią Ludową (ostatnio głosowali za ACTA2) chciałaby zatrzymać tę inwestycję. Powód? - Uważają, że przekop nie ma uzasadnienia i kwotę 880 mln zł (tyle ma kosztować) można by wydać na inne cele. Pomorski Urząd Marszałkowski (wiązany z politykami Platformy Obywatelskiej) stwierdził, że wycinka drzew na Mierzei Wiślanej odbywała się bez stosownego zezwolenia, a organizacje ekologiczne wezwały w tej sprawie Brukselę do interwencji. Już 20 grudnia 2018 roku służby Komisji Europejskiej poprosiły stronę polską o wyjaśnienia i o wstrzymanie wszelkich działań. Ponowne wezwanie do niepodejmowania działań budowlanych Komisja Europejska wystosowała na początku tego miesiąca. Brukselscy eurokraci chcą się bowiem dokładnie zapoznać ze stanem faktycznym w sprawie i na tej podstawie wydać wobec polskiego rządu ostateczną decyzję dopuszczającą lub zakazującą realizację tej inwestycji.
Powstaje pytanie - jakie są szanse na to, że Komisja Europejska da "zielone światło" na przekop Mierzei? Jakie są szanse na uznanie, iż interes gospodarczy Polski jest w tym przypadku ważniejszy od ekologii (tak jak uznał swego czasu sąd administracyjny w Kolonii w sprawie puszczy Hambach)? Obawiam się, że może dojść do powtórki z Puszczy Białowieskiej, gdzie Bruksela nakazała wstrzymać coroczną wycinkę gospodarczą (na terenach niebędących rezerwatem). Efekt jest taki, że Puszcza Białowieska zaczęła zamierać, a ryzyko śmierci dla człowieka (z uwagi na spadające konary i martwe drzewa) wzrosło o 1000 procent...
Linki do materiałów źródłowych znajdziesz pod artykułem na:
Źródło: Niewygodne.info.pl